
Taak, wiem... Długo mnie nie było. Powracam za to z... Pyzami! Pysznościowe danie z niezapomnianych obiadków u mojej ś.p. babci a potem u mamuśki. Koniecznie podawane z ciemnym sosem ze zrazów wołowych lub z pieczeni z szynki czy karkówki. Sos myśliwski jest także jak najbardziej na miejscu.
Pyzy (nie wiedzieć czemu) w różnych regionach Polski nazywane są różnie - kluskami na parze, pączkami na parze, bułkami na parze czy wreszcie - uwaga - w Zachodniopomorskiem - pampuchami. Jak zwał tak zwał - są znakomite. Na fotografii są to jakieś beznadziejne kupne pyzy ze sklepu na rogu. Moich nie zdążyłem sfotografować, bo kiedy już były gotowe miałem ważniejsze rzeczy na głowie - rozpychanie się łokciami, żeby i dla mnie starczyło - a potem... pozostało wspomnienie...
Składniki:
Jak zwykle przy cieście drożdżowym zaczynamy od - nomen omen - zaczynu. Do szklanki ciepłego mleka ucieramy drożdże i cukier i zostawiamy na 15 minut do wyrośnięcia.
Wszystkie pozostałe składniki poza mlekiem wrzucamy do miski. Dużej miski. Wlewamy tam nasz zaczyn i zabieramy się do roboty. Spokojnie możemy wlać jeszcze szklankę mleka. Ciasto trzeba masakrycznie mocno "wybić" - drewnianą łyżką mieszać tak, by ciasto było gładkie i jednolite i żeby wychodziły na powierzchnię bąble powietrza. Tak, można dolać mleka ale ostrożnie z tym żeby ciasto nie było za rzadkie. Z za rzadkiego ciasta pyzy nam nie wyjdą jak na zdjęciu czy wyższe - spłaszczą się i wyjdą naleśniki.
Wyrobione ciasto odstawiamy do wyrośnięcia przykryte ściereczką. Jeśli zawieje na nie wiatr - wszystko stracone... Kiedy podwoi swoją objętość odrywamy kawałki np. łyżką, formujemy kulkę (jak z plasteliny), obtaczamy delikatnie w mące i odkładamy na bok... tak, do wyrośnięcia ;) I tak - z kilograma - jakieś 32 razy.
Do garnka - jak największego - wlewamy na dno z 5-7 cm. wody. Na wierzchu naciągamy gazę opatrunkową i mocujemy ją gumą od gaci albo jakimś sznurkiem. żeby wszystko przypominało jakby bęben. Całą machinę stawiamy na gaz (uważając, żeby nie spalić gazy...) i czekamy aż woda się zagotuje. Na gazę wykładamy pyzy, przykrywamy jakąś miską czy czymś w tym stylu - i zostawiamy na 15 minut.
A później... rozkosz...
Pyzy (nie wiedzieć czemu) w różnych regionach Polski nazywane są różnie - kluskami na parze, pączkami na parze, bułkami na parze czy wreszcie - uwaga - w Zachodniopomorskiem - pampuchami. Jak zwał tak zwał - są znakomite. Na fotografii są to jakieś beznadziejne kupne pyzy ze sklepu na rogu. Moich nie zdążyłem sfotografować, bo kiedy już były gotowe miałem ważniejsze rzeczy na głowie - rozpychanie się łokciami, żeby i dla mnie starczyło - a potem... pozostało wspomnienie...
Składniki:
- Kilogram mąki pszennej jak najbielszej - 405D albo 450D
- 2 jajka
- 100 g. drożdży
- 2-3 szklanki letniego mleka
- 2-3 łyżki oleju jakiegoś lub chłodnego roztopionego masła
- łyżka cukru
- łyżka soli
- Silny chłop do wyrobienia ciasta
- Będzie też potrzebna gaza opatrunkowa, guma od gaci i duży garnek albo jakiś zepterowski garnek do gotowania na parze...
Jak zwykle przy cieście drożdżowym zaczynamy od - nomen omen - zaczynu. Do szklanki ciepłego mleka ucieramy drożdże i cukier i zostawiamy na 15 minut do wyrośnięcia.
Wszystkie pozostałe składniki poza mlekiem wrzucamy do miski. Dużej miski. Wlewamy tam nasz zaczyn i zabieramy się do roboty. Spokojnie możemy wlać jeszcze szklankę mleka. Ciasto trzeba masakrycznie mocno "wybić" - drewnianą łyżką mieszać tak, by ciasto było gładkie i jednolite i żeby wychodziły na powierzchnię bąble powietrza. Tak, można dolać mleka ale ostrożnie z tym żeby ciasto nie było za rzadkie. Z za rzadkiego ciasta pyzy nam nie wyjdą jak na zdjęciu czy wyższe - spłaszczą się i wyjdą naleśniki.
Wyrobione ciasto odstawiamy do wyrośnięcia przykryte ściereczką. Jeśli zawieje na nie wiatr - wszystko stracone... Kiedy podwoi swoją objętość odrywamy kawałki np. łyżką, formujemy kulkę (jak z plasteliny), obtaczamy delikatnie w mące i odkładamy na bok... tak, do wyrośnięcia ;) I tak - z kilograma - jakieś 32 razy.
Do garnka - jak największego - wlewamy na dno z 5-7 cm. wody. Na wierzchu naciągamy gazę opatrunkową i mocujemy ją gumą od gaci albo jakimś sznurkiem. żeby wszystko przypominało jakby bęben. Całą machinę stawiamy na gaz (uważając, żeby nie spalić gazy...) i czekamy aż woda się zagotuje. Na gazę wykładamy pyzy, przykrywamy jakąś miską czy czymś w tym stylu - i zostawiamy na 15 minut.
A później... rozkosz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz